Właśnie czyściłam ochraniacze przy koniowiązie, a wiatr rozwiewał mi nie związane włosy, kiedy przyjechała Meggie z Pass i Arką. Odwróciłam się w ich stronę.
- A, więc byłaś w terenie? - powiedziałam.
- Spałaś więc nie chciałam cię budzić.
- Super! - odparłam sarkastycznie. - Trzeba było mnie obudzić to bym przynajmniej nie zaspała.
- Na co?
- Widziałam, że zrobiłaś już połowę roboty, ale to jeszcze nie wszystko. Ja też muszę rano wstawać i pracować.
- Co? - spytała zdziwiona wogóle nie rozumiejąc o co mi chodzi - Masz do mnie pretęsje bo cię nie obudziłam?
- Nieważne. Ale jutro masz mnie wcześnie obudzić!
- Dobra, dobra... - zsiadła z Pass i przywiązawszy obie do koniowiązu zabrała się za ich rozsiodływanie.
Mycie ochraniaczy było straszne bo mieliśmy ich w stadninie całe wielkie pudło. Kiedy kończyłam pracę Meggie właśnie wyszła ze stajnie z zepsutym kantarem w ręce.
- Co jest? Kolejny poszedł - powiedziała podsuwając mi zniszczony sprzęt.
- Widzę - odparłam lecz nie zdążyłam już nic dodać bo na podjazd wjechał brudny samochód z nadrukiem logo z głową konia. Nie był terenowy więc podejżewam, że dojazd musiał mu sprawić kierowcy trudności. Wysiadł z niego jakiś mężczyzna z wielką paczką.
- Kto to? - spytała Meggie.
- O wilku mowa, dostawa kantarów.
- Hurtowo?
- Nie, parę sztuk, jakieś 6.
- Gdzie postawiś? - spytał mężczyzna.
- Wszystko jedna, na przykład tutaj - tu wskazałam miejsce pod ścianą stajni, a Meggie już pędziła po Helen.
Kiedy zjawiły się obie, instruktorka zapłaciła i rozpakowałyśmy pudło.
- Wywieście je w siodlarni - oznajmiła Helen i poszła gdzieś wracając do swoich obowiązków.
Kiedy rozwieszałyśmy nowe kantary Meggie zapytała.
- Jak z Ramzesem? Jedziesz na te zawody?
- Nie, one są już za dwa dni, a jego noga dalej nie jest w najlepszym stanie.
Poszłyśmy obie do boksu kuca, a ja zmienilam mu opatrunek.
- No. To co mamy jeszcze zrobić? - zapytałam wychodząc z boksu. - Parva!
- Co? A ten mały!
- Muszę wreszcie zacząć z nią trenować. Chyba dałam jej już wystarczająco dużo dni do przyzwyczajenia się.
W drodze do boksu wyleczonego już mustanga powiedziałam.
- Hej, a wiesz, że ja wczoraj cię widziałam jak szpiegowałaś Ashley i Alce i tą nową, jak jej tam Jennyfer.
- Co? Ja ich nie szpiegowałam!
- No to stałaś tak i się na nie patrzyłaś - przerwałam - a potem za nimi poszłaś.
Przerwało nam kopanie w drzwi boksu.
- No super. Tylko wróciła do zdrowia i już zaczyna szaleć - powiedziałam i podeszłyśmy do boksy Parvy. Kopałaś zawziącie chcąc się wydostać, a uszy miała położone do tyłu.
- Łatwo na pewno nie będzie - stwierdziła spokojnie Meggie.
Meggie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz