poniedziałek, 23 grudnia 2013

Od Alice - "Inna" cz.1

Dzień zapowiadał się cudownie. Słońce świeciło ocieplając ziemię jednymi z ostatnich promieni, gdy w tym czasie jesień strząsała z drzew kolorowe liście. Powietrze było rzeźkie i ostre. Szybko się przebrałam i widząc, że Ashley już wstała pobiegłam na jadalnię.
Zobaczyłam jak Ashley wraz z Melanie i Helen żywo rozmawiają jedząc śniadanie. Gdy Ashley mnie zobaczyła pomachała mi. Uśmiechnęłam się i podeszłam do nich przysiadając się do stolika.
- Jak tam? - spytałam.
- Wzięłam dla ciebie kawę i kanapki - odparła przyjaciółka wskazując talerz.
- Dzięki - odparłam i zabrałam się do jedzenia.
Rozmawiałyśmy i jadłyśmy, a Melanie w szybko się zmyła.
- Podobno niedaleko wprowadziła się jakaś dziewczyna, która może dołączy do Klubu - powiedziała wreszcie Ashley.
- Wiem - dodałam z zapałem.
- Tak - Helen podparła się łokciami o stół - i nawet przyjedzie jutro, ale ostrzegam, że może wam się wydać nieco... - przerwała szukając słów - inna.
Nauczycielka wstała od stołu, a my spojżałyśmy na siebie zdziwione.

- Że co?! - zdziwiła się Meggie kiedy opowiedziałyśmy jej o wszystkim - Jakto inna?
Ja, Ashley i Meggie echałyśmy stępem przez łąki, a lekki wiatr ochładzał nas w ten upalny dzień. Meggie jechała na Passion of My Life, ja oczywiście na Flice, a Ashley na Jane.
- Tak powiedziała - odparłam.
- Niby czemu miałaby być "inna"? Dziewczyna jak dziewczyna.
- To się okaże jutro.
- Hej - po chwili ciszy Meggie zwróciła się do Ashley - Czy ty nie wyrastają z tego kuca?
- He? Nie! Co ty - Ashley znalazła i oswoiła (wciąż oswajała) Jane i była z nią związała. Było widać, że uwielbia tego konia. - Jestem jeszcze na nią dobra. Unosi mnie.
- Aha... - odparła Meggie wzrószając ramionami.
- Ej! Kto pierwszy przy tamtym lesie! - krzyknęłam i pognałam szaleńczym galopem prosto w stronę małego wierzbowego lasu. Dziewczyny szybko popędziły swoje konie i dogoniły mnie.

Kiedy tylko pierwsze promienie słońca zajżały przez okno w pokoju wyskoczyłam z łużka, a zaraz potem i Ashley była na nogach. Wciągnęłyśmy śniadanie i rozdzieliłyśmy się. Ja poszłam czyścić sprzęt Flicki, a ona trenować z Jane.
Była jakaś 6:00 kiedy stałam przed koniowiązem, na którym wisiało siodło Flicki. Właśnie je szorowałam kiedy przypomniało mi się coś ważnego. Dzisiaj miała przyjechać ta nieznajoma.
Miałam zapytać dzisiaj Helen czy wie jak ma na imię ale zupełnie o tym zapomniałam.  Byłam taka ciekawa; już nie mogłam się doczekać aż przyjedzie. Ciekawe czy ma swojego konia? Jeśli tak to jakiej jest rasy i czy ta dziewczyna jest w naszym wieku i...czemu "może nam się wydawać inna"? Te pytania krążyły mi po głowie dopuki nie usłyszałam czyjegoś dziecinnego głosu.
- Hej Alice! Jest wolna ujeżdżalnia? - to była Melanie.
- Ashley ją zajmuje, ale tylko na lążę więc powinnaś się zmieścić - odparłam przerywając na chwilę pracę.
- To dobrze bo chciałam potrenować z Ramzesem przed konkursem.
- Jedziesz na konkurs?
- Tak. Za półtorej tygodnia.
- Wow. Z tego co pamiętam nigdy nie interesowałaś się skokami.
- To będzie cross - odparła poważnie.
W tym momencie cały uśmiech zszedł mi z twarzy.
- Żartujesz?

Siedziałam na jadalni (jak zwykle obok Ashley i Helen) i jadłam obiad.
- Ty Wiedziałaś o tym, że Melanie startuje w cross'ie? - spytałam Helen.
- Żartujesz?! - zdziwiła się Ashley zanim instruktorka zdążyła otworzyć usta.
- Bardzo to śmieszne, ale taka sama była moja reakcja.
- Ona wogóle umie tak jeździć? - spytała Helen.
- Nie wiem - odparłam. W tej chwili coś mi się przypomniało. - Helen, a właściwie to tan nowa dziewczyna ma swojego konia?
- Niewiem.
- A jak ma na imię?
- Nie wiem.
- Czy ty wogóle coś o niej wiesz? - spytałam poirytowaną choć miałam jeszcze jedno pytanie.
- Wiem tyle, że jest mniej więcej w waszym wieku. Może trochę młodsza - powiedziała jakby czytała mi w myślach. Już nic nie powiedziałam. Dokończyłyśmy obiad rozmawiając o koniach, ich postępach w trenowaniu, zawodach i takich tam. Nagle Ashley powiedziała.
- Patrzcie; jakiś samochód - to mówiąc przechyliła się lekko by spojżeć przez okno na żwirowy podjazd.
- To pewnie ona - powiedziałam i szybko wybiegłyśmy na dwór. Helen jeszcze została żeby dokończyć jeść.
Na podjeździe zaparkował duży czarny samochód terenowy.
- Nie ma przyczepy - zauważyłam ze zdziwieniem.
- Czyżby nie miała konia? - spytała Ashley zdziwiona.
Zobaczyłyśmy, że z samochodu wysiada jakaś postać. Była szczupła i średniego wzrostu, włosy miała rude i spięte w niedbały kok. Na sobie miała bluzę z kapturem i jeansy oraz niskie brązowe buty do jazdy konnej. Jednak coś mi w niej nie pasowało. Przyjżałam się. Nie miała jednej ręki, i to prawej.


CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz