wtorek, 24 grudnia 2013

Od Ashley c.d. Alice - "Inna" cz.3

- Wstawaj! - krzyknęłam spychając ją z łóżka. "Czy ona zawsze musi wstawać później ode mnie?!"
- Aaaaa...shley! - krzyknęła spadając, a wyglądało to komicznie.
- Jemy śniadanie i do koni! - krzyknęłam. - Mamy mnóstwo pracy! Przecież odeszło dwóch pomagających! Mamy nakarmić przynajmniej swoje konie i posprzątać im boksy. Melanie jeszcze pytała czy przyjedziesz na jej zawody. Potem popatrzymy jak radzi sobie Jennyfer. Pierwszą lekcję ma o 9:00. Ach! A wcześniej musimy jej pomóc osiodłać konia. Ruchy! Ruchy!
- Skąd ty wszystko wiesz?
- Jest 6:00. Wstałam godzinę temu i zdążyłam już nakarmić Jane i Zeusa. Kupię ci budzik na urodziny! Jak dobrze, że niedługo je masz.
Alice przerażona ubrała się dosłownie w półtorej minuty. Mierzyłam jej czas.
- Czemu ja zawsze muszę późno wstawać? - mruknęła kiedy zbiegałyśmy po schodach. Nie poszłyśmy na jadalnię chociaż ja też jeszcze nic nie jadłam. Pobiegłyśmy do stajni.
- Gdzie Flicka? - spytała Alice kiedy weszła do jej pustego boksu.
- Na padoku - odparłam spokojnie wskazując głową w tamtą stronę.
- Aha - chwyciła za kantar i pobiegła, a ja zajęłam się sprzątaniem boksu Zeusa.
    Poranek upłynął nam w pośpiechu i napięciu. Biegałyśmy tam i z powrotem pomagając przy czym się da. Lecz nie tylko my byłyśmy spięte. Okazało się, że Ramzes skaleczył się w nogę podczas porannej przejażdżki w teren i Melanie była załamana. Już za niecałe półtora tygodnia miała jechać na zawody w cross'ie.
Kiedy zrobiłyśmy wszystko i zjadłyśmy śniadanie było akurat 15 po ósmej. Uznałyśmy, że to dobra godzina aby poszukać Jennyfer. Poszłyśmy do jej domku i zobaczyłyśmy, że jest już gotowa i siedzi przy stole rysując coś.
- Hej! - zawołała Alice.
- Cześć dziewczyny - odparła.
- Jesteś już gotowa na lekcję? Trzeba jeszcze osiodłać konia.
- Tak, już idę - to mówiąc wstała od stołu i zobaczyłyśmy na kartce szkic ołówkiem pięknego galopującego konia. Widziałam jak Alice robi wielkie oczy, ale sama też byłam pod wrażeniem.
- Ładnie rysujesz - powiedziała Alice.
- Dzięki - odparła skromnie i poszłyśmy do siodlarni.
- Wiesz na kim jeździsz? - spytałam się Jennyfer kiedy byłyśmy już na miejscu.
- Chyba na Pandzie.
- Tak, dokładnie.
Pomogłyśmy jej najpierw wziąść sprzęt, potem wyczyścić klacz, a następnie ją osiodłać. Było to męczące. rochę jak praca z małym dzieckiem, które uczy się dopiero jeździć konno ; na szczęście Jennyfer wszystko rozumiała, po prostu nie umiała wielu rzeczy zrobić.
Poszłyśmy razem z nią na plac i poczekałyśmy tam na Helen, która miała mieć z nią dziś lekcje na ląży.
    Kiedy Jennyfer jeździła widać było, że jest świetnym jeźdźcem i ma idealną postawę. Na dzisiejszej lekcji Helen pozwoliła jej tylko stępować i kłusować oraz o wiele rzeczy się pytała, żeby sprawdzić co ona umie. Jak na kogoś kto jeździ trzymając się tylko lewą ręko szło jej bardzo dobrze.
    Po lekcji wspólnie rozsiodłałyśmy Pandę i rozczyściłyśmy ją. Zastanawiałyśmy się jak Jenny może czyścić kopyta. W końcu wpadłyśmy na najprostszy sposób. Dziewczyna miała chwytać lewą ręką kopyto konia, kłaść je sobie na udzie i jakoś czyścić tą samą ręką. Całe szczęście Panda nie kopała i była grzecznym koniem więc Jennyfer spokojnie mogła na niej ćwiczyć.
    - Chcesz teraz zobaczyć nasz dom? - spytała Alice kiedy szłyśmy ze stajni - Właśnie tam idziemy bo przyda nam się chwila odpoczynku zanim pojeździmy na naszych koniach.
- No. Musimy się przejechać w teren żeby rozprostowały nogi. Po objedzie będziemy ćwiczyć z Jane będziesz chciała popatrzeć? - dodałam.
- Oczywiście - odparła zadowolona.
Kiedy byłyśmy już w naszym domku weszłyśmy przez ciasny korytarz do salonu. Obok (w tym samym pomieszczeniu) była jakby spiżarnia na jedzenie bo i tak większość posiłków jadłyśmy na jadalni. Po prawej stronie była niewielka łazienka, a w rogu stały drewniane schody, którymi weszłyśmy na piętro. Tam znajdował się nasz pokój i jeszcze jedna większa łazienka. Weszłyśmy do pokoju i usiadłyśmy na wielkich poduszkach na ziemi. Był tam mały bałagan; na obu łóżkach walały się ubrania i książki (w większości o koniach). W rogu stało jedno wielki biurko i dwa krzesła. Na jednym wisiała torba, a biurko zasłane było papierami, zeszytami i rysunkami.
- Sorry za bałagan - powiedziała Alice spychając pośpiesznie rzeczy na swoim łóżku w jeden róg i przykrywając je kocem. ja zrobiłam mniej więcej to samo i usiadłyśmy.
- Podoba mi się tu - powiedziała Jennyfer oglądając nasz plakaty na ścianach.
W tedy przyszło mi coś do głowy.
- Szkoda, że nie mamy na tyle miejsca żebyś mogła z nami zamieszkać - powiedziałam - musi ci być trochę smutno jak siedzisz tak cały dzień sama w pokoju. Ale zawsze możesz do nas wpadać.
- Nie jest tak źle. Poza tym po jutrze przyjadą rodzice z Tom'em. On też się uczy jeździć - zaśmiała się. - Hej, właściwie to ile wy macie lat? - spytała.
- Obie mamy 15, a ty? - odparła Alice.
- 14.
Rozmawiałyśmy długo. Piłyśmy kakao i dowiedziałyśmy się, że Jennyfer straciła rękę w wypadku samochodowym. Jadący akurat w przyczepie Barsum (jej koń) zginął ; oraz tego, że jets leworęczna i cieszy się, że straciła prawą, a nie lewą rękę.
    Po południu Ashley jeździła na oklep na Jane, a my się jej przyglądałyśmy. Dzień minął bardzo fajnie i zaprzyjaźniłyśmy się nawet z tą nową. Kolejny dzień minął równie przyjemnie, a następnego mieli odwiedzić Jennyfer goście.
    - Dobrze ci idzie! - krzyczałam.
- Zasuwasz Jenny! - krzyczała Alice.
Jennyfer właśnie galopowała co prawda dalej na ląży, ale zawsze to coś. W dodatku dobrze się trzymała. Właśnie podjechało czarne suzuki państwa Swift. Wysiedli z niego rodzice i brat Jennyfer i oboje przyglądali się teraz rudej dziewczynie galopującej na kasztanowatej Elbie. Zauważyłam, że do Tom'a podszedł jeden z naszych zwierzaków, a mianowicie mała kotka Mi. Dzieciak od razu zaczął ją głaskać i przytulać aż wreszcie uciekła.
Jennyfer skończyła jazdę, a my pomogłyśmy jej rozsiodłać Elbę. Już prawie sama wyczyściła jej kopyta wymyślonym przez nas trzy sposobem, siodło bez problemu zdejmowała jedną ręką (była dość silna) podtrzymując je ramieniem drugiej ręki, chodź i tak jej jeszcze często spadało. Siodłać w sumie też umiała ; najtrudniejszą rzeczą było zakładanie ogłowia.
    Dziewczyna przedstawiła nas swoim rodzicom, a potem Tom miał lekcję również na ląży na Sęku, którą prowadziła Anne.

Alice C.D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz